Spotkałam na polnej drodze,
miał białe skrzydła, jak motyl.
Nigdy przez pole nie chodzę,
a, wtedy akurat miałam ochotę.
Pójść samej, tu między zbożami,
gdzie chabry rosną i polne maki.
Narwać tych kwiatuszków rękami,
bo ja, bardzo lubię te kwiaty.
A Anioł szedł sobie miedzą,
tak według piechura prawideł.
Przepiórki, co w zbożu siedzą
nie bały się jego skrzydeł.
Ja podbiegłam i zapytałam:
- Dokąd Aniele tak śpieszysz?
Czyżby się w wiosce coś stało,
że idziesz kogoś pocieszyć?
Ja biegnę przytulić sieroty,
wspomóc, co chcą się odważyć.
I tych, co to mają kłopoty,
i tych, ze smutkiem na twarzy.
- A mnie mój drogi Aniele,
a mnie, czy także Ty pomożesz?
Wszak ja też tych trosk mam wiele,
dlatego, tutaj jestem na drodze.
Wśród pól mi przyszło się trudzić
i szukać właściwej mi ścieżki.
Aby móc trafić do takich ludzi,
którzy tą ścieżką już przeszli.
Zamiast mi prawić kazanie,
to pomóż, ja bardzo Cię proszę!
A Anioł popatrzył tylko na mnie,
pokiwał Swoją głową i poszedł.....
Barbara Wieczorek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz