W spiżarni
pod schodami
znalazłam Anioła
podniósł na mnie
niemrawo
wielkie smutne oczy
zdmuchnęłam
bez wahania
stare pajęczyny
i kurz
, który zatarł
jego białe strony
Przetarłam
kciukami
piękne dawniej rysy
palcami
ostrożnie
wygładzałam szaty
a Anioł
cierpliwie
poddawał się temu
, lecz smutek
z jego twarzy
wcale nie wygasał
Zabiorę go
z sobą
do mego pokoju
postawię jak
babcia
mówiła
przy łóżku …
ten Anioł …
już chyba
nigdy
nie poleci …
jego skrzydło
urwane
zostało
mi
w dłoni …
...przytulam...
Bożena
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz